DeDeTowiec

Wpadki

– podczas jednego z nurkowań na Elbie spośród 12 butli wybrałem taką, w której zawór się z czymś stuknął i nie dało się wkręcić automatu (rzecz praktycznie niemożliwa do zdarzenia)


– kiedyś wybieraliśmy się na nura i leżało na oko z 10 automatów, przy czym jeden był zepsuty – zgadnijcie, który wybrałem 🙂


– gdy kupiłem płetwy i chciałem je przetestować w dziewiczym nurze na Zakrzówku, pękła mi klamra i nie dało się ich już zapiąć


– przy okazji rozpoczęcia sezonu (chyba 2001/2002) umówiliśmy się na nurkowanie międzystopniowe po tym jak zakończy już swoją część zerówka (chcieliśmy zrobić nocne); sprzęt mieliśmy przejąć już na Zakrzówku od osób które skończyły nurkować, więc o nic się nie martwiliśmy, w końcu wszystko tam będzie. A jednak brakło… docieplacza dla mnie i musiałem nurkować w damskim (męskie pojechały już z powrotem do klubu), a ten strasznie uciska w pewnych szczególnych miejscach


– na chrzcie byłem jako przedostatni (ostatni był mój brat :), ale w skutek niezbadanych dotąd przypadków, w pewnym momencie zostałem sam. Nie było w pobliżu żadnego diabła, mój brat już przebiegł (tylko on na mnie spojrzał nic nie rozumiejącym wzrokiem, a biegło ich chyba 6). Więc sobie czekam i czekam, aż tu nagle słyszę głosy, że ktoś ucieka; patrzę w koło, ale nikogo biegnącego nie widzę, o co chodzi? Chodziło oczywiście o mnie, biednego. Oj, ale wtedy dostałem…


– jedno z bardziej ekstremalnych moich nurkowań odbyło się na Elbie. Było to nurkowanie z Robertem Majdoszem na 40-tke. Zaczęło się od tego, że zgubiliśmy naszych nurpartnerów (4 ich było) zaraz po zanurzeniu, na głębokości 10 metrów, przy widoczności około 20 metrów, bo miałem kłopoty z przedmuchaniem ucha. PóźŸniej gdy szukaliśmy głębokości, na 20 metrach odpięła mi się butla; na 40 znaleŸźliśmy resztę ekipy i zaczęliśmy się wynurzać. Gdy byliśmy już płytko (jakieś 5 metrów) zauważyliśmy żyłki jakiś rybaków; ja dodatkowo zobaczyłem rybę ciągniętą właśnie na brzeg i nim zdążyłem ostrzec Roberta, ta wplątała się w jego aparat fotograficzny. Komuś chce się liczyć prawdopodobieństwo tych przypadków?


– wyjazd do Hermanic też sprawił mi niespodziankę, gdyż w klubie nie było ani jednej pianki mojego rozmiaru (przy czym pianek 52 jest chyba najwięcej) i musiałem pływać w za małej; nikomu tego nie życzę, bo jest strasznie zimno i niewygodnie


– na nurkowaniu w Jaworznie (byłem na kacu) nie wyciągnąłem maski z plecaka i gdy już wszyscy byli gotowi do wejścia do wody, trzeba było otwierać bagażnik,a kluczyk był pod pianką… Dodatkowo przy wskakiwaniu do wody butla okazała się źle przypięta i o mały włos spadła mi na głowę


– nurkowaliśmy na Zakrzówku w piątek, a w Niedziele kapnąłem się, że brakuje mi w plecaku komputera. Jakimś cudem komputer przeleżał sobie spokojnie dwa dni na Zakrzówku, niedaleko dziury w płocie, przez którą wszyscy przechodzą i brakowało tylko 30 centymetrów, aby rozjechało go auto… No ale to był w sumie szczęśliwy przypadek 🙂


– w czasie odlewania ołowiu (3 termin, jakieś 250 kg odlaliśmy) poparzyła się tylko jedna osoba… Na ręce w sumie trzy razy, odprysk roztopionego ołowiu oparzył mi policzek i przypaliły mi się włosy i troszkę brwi


– w 2005 roku nie udało mi się jechać na żadną wyprawę klubową, ani do Egiptu, ani do Chorwacji (na tych wyjazdach wszystko było dopieszczone i idealnie zorganizowane, po prostu rewelacyjne wyjazdy) i obiecałem sobie, że nad jakieś ciepłe morze pojadę w wakacje. Do wyboru została Norwegia i Krym, więc ciepłe może raczej łatwo było wybrać. Szczegóły tego wyjazdu pominę milczeniem (zbyt bolą rany rozdrapywane wciąż na nowo…), ale najlepiej można to opisać takim zdaniem: Zaczęło się od klęski, a późŸniej był cios za ciosem…


– kiedy zacząłem zastanawiać się nad wyjazdem do Norwegii na Bałtyku rozszalał się sztorm i poważnie uszkodził prom którym mieliśmy płynąć – wyjazd omal nie doszedł do skutku (ja zdecydowałem się nie jechać i nie robić problemów 😉 )


Mniej nurkowe 😉

– kiedyś byłem z bratem w Bieszczadach. Szliśmy sobie elegancko szlakiem, aż tu nagle napotkaliśmy stadko dzików; większość zaczęła uciekać (młode i samica chyba), ale jeden taki odyniec zaczął sobie „truchtać” prosto na nas. W takim wypadku szybciutko skacze się na drzewa, mój brat od razu na jakieś dwa metry wskoczył, ja też rzuciłem się na drzewo, ale… było spróchniałe. W środku lasu. Zwaliło się razem ze mną, czego na szczęście wystraszył się dzik i uciekł


– załatwiałem sobie praktyki studenckie w pewnej firmie i wszystko było już dogadane, gdy nagle zarząd firmy pokłócił się z prezesem i firma się niemal rozpadła. Po dwunastu latach bezkonfliktowego działania


– robiłem raz pewne sprawozdanie na jakieś tam laborki; naprawdę się do niego przyłożyłem i pracowałem nad tym ciężko, zbierałem materiały w sieci, pytałem kolegów i taki tam rzeczy. Sprawozdanie było naprawdę pierwsza klasa, oddałem je pełen dumy z dobrze wykonanego zadania. Niestety, zrobiłem sprawozdanie ze złego ćwiczenia i dostałem 2.0…


– chcieliśmy kupić parę piwek na imprezkę urodzinową z mroowa i pojechaliśmy do hurtowni. W promocji był Harnaś, najpopularniejsze piwo w hurtowni, był po 1,50 PLN, a my chcieliśmy kupić 5 skrzynek. Niestety właśnie przed sekundą się Harnaś skończył..


– wyciągałem kiedyś większą kasę z bankomatu i zamiast jednej stówki dostałem 50 złoty. Normalnie w bankomacie są banknoty 100 i 20 złoty. Ja trafiłem akurat na jeden, który zawieruszył się kasjerce, przeszedł przez kontrolę i został umieszczony wśród całej fury innych banknotów o nominale 100 złoty. Oczywiście z konta skasowało mi setkę…


– gdy jechaliśmy z Agatą na narty na Słowację bez problemu pokonaliśmy przejście graniczne w Cieszynie i ruszyliśmy do Jablonkova. Tam celnik zażądał dowodu rejestracyjnego i Agata podała mu saszetkę z dokumentami. Ale zdziwiony celnik nie znalazł tam dowodu. Jeszcze bardziej my się zdziwiliśmy, gdyż dowód zawsze tam był, razem z kartą garażową i nie dałoby się wyjechać bez tego z garażu, taki to był chytry system… Jednak tydzień wcześniej brat Agaty płacił mandat i nie schował dowodu z powrotem. Musieliśmy czekać na granicy ponad dwie godziny i zapłacić 500 KC „pokuty” policjantowi czeskiemu (słowacki celnik był bardzo miły i nawet dał nam parę folderów turystycznych.

 

Strony: 1 2