Jezioro Ołów
Występują:
DDT (Marcin, ZAAN, Mroowek, Wwwojtus), Ania
Anonimowy Nurek
Postanowiliśmy szumnie, że na obozie KRABa na Mazurach postaramy się zwiedzić jak największą liczbę jezior, zrobić jak najwięcej nurkowań w jak najróżniejszych miejscach. W tym celu zbieraliśmy różne informacje o wodach pojezierza i tak podczas wyprawy na Mamry dostaliśmy cynk o tym, że na Ołowiu można zrobić fajnego nura. Według informacji miała tam być ścianka, dno szybko opadać i mimo że jezioro jest niezbyt duże powierzchniowo, to głębokość max ponad 40m. Jezioro to miało być też bardzo czyste i widoczność również bardzo dobra. Trzeba było sprawdzić te doniesienia i poświęcić jeden nur (w tym czasie prowadziliśmy poszukiwania komputera na Piłaknie), bo mogło to okazać się ciekawym urozmaiceniem mazurskich wojaży.
Wyjechaliśmy stałą mazurską ekipą w porządku takim samym jak na Mamrach (dwa auta, 3+2 skład). Droga do Rynu była lekko nudnawa (zwłaszcza do Mrągowa, bo znaliśmy ją już niemal perfekt w tym czasie) i gdy już tam dotarliśmy, zaczęło nas ogarniać małe podniecenie związane z prawdopodobnie ciekawym nurkowaniem. Oczywiście pierwsze podejście do nurkowania okazało się falstartem, gdyż dojechaliśmy od strony gdzie było kąpielisko miejskie, płaskie zejście, a ścianka znajdowała się z drugiej strony jeziorka. Jechaliśmy sobie w tamto miejsce jakimiś polnymi drogami, ciągłe wertepy i chaszcze, aż tu nagle w środku lasu idzie sobie jakiś Pan, który ciągnie łódkę. Spytaliśmy go grzecznie gdzie dojechać nad jezioro, żeby fajne zejście do wody było. Pan okazał się Anonimowym Nurkiem i wytłumaczył sprawnie całą drogę („prosto przed siebie, aż zobaczycie fajne zejście do wody”) oraz powiedział, że widoczność jest niezła, ale nic nie wyłowimy, bo on tu już 40 lat nurkuje i wszystko znalazł.
Zdziwiło nas to troszkę, gdyż nie bardzo wiedzieliśmy, co tu można wyławiać, ale podziękowaliśmy bardzo i czym prędzej pojechaliśmy według wskazówek. Już na nabrzeżu szybciutko sklarowaliśmy sprzęt, ubieramy się, wchodzimy do wody i następuje zanurzenie. Patrzę przed siebie, płynę w mule? To chyba jakaś płetwa? Patrzę w bok, gdzie jest Marcin? Ktoś mnie kopnął, rozglądam się, zacząłem macać wodę przede sobą (nie było to takie złe, bo na kogoś trafiłem 🙂 żeby zorientować się gdzie jest reszta na przestrzeni 3 metrów! Podpływam do przodu, wprost na ZAANa, zobaczyłem Marcina, więc płyniemy głębiej. Panował lekki chaos, ale do tego akurat się przyzwyczailiśmy. Zanurzamy się coraz bardziej, ale cały czas musimy się bardzo szybko rozglądać na boki, żeby się nie pogubić! Nawet nie marzyłem, żeby zobaczyć Anię płynącą obok Marcina (prawdopodobnie) albo Mroowę po przekątnej (również nie mam pewności).
I to nazywają „dobra widoczność”!? Ledwo widać płetwy ZAANa pół metra od mojej twarzy! Marcin pokazuje mi głębokość, 10m a ciemno jak na 20 (latarki już pracują). Zanurzamy się coraz głębiej i głębiej, przynajmniej to była prawda, że dno szybko schodzi (choć ścianki jakoś nie zauważyłem). Przez chwilę się łudziłem, że będzie lepiej widać, ale gdzie tam! Metr to max, no może półtora w porywach. Chyba mieliśmy pecha i trafiliśmy na najgorszą widoczność od czasu ostatniej epoki lodowcowej.
To się każdemu mogło zdarzyć przecież. Nie mogę sobie tylko wyobrazić jak ten gość nurkuje tu od 40 lat i jakim cudem on tu cokolwiek znalazł? Ja nie mogłem znaleźć swojego partnera! Próbowaliśmy znaleźć dobrą widoczność na głębokości, później przy brzegu (nawet rybki ciężko było zauważyć, bo uciekały zanim dało się je zobaczyć), jednak nasze heroiczne wysiłki, były z góry skazane na niepowodzenie (widoczności po prostu tam nie było, jakkolwiek to brzmi).
Po wyjściu z wody, troszkę się pozabawialiśmy (jakoś trzeba było zrekompensować brak atrakcji podwodnych) i nawet się z pianek nie przebierając, załatwiliśmy zakupy na wieczór w hipermarkecie mazurskim, po czym wróciliśmy na nasze stare, dobre, choć niestety bardzo zimne Piłakno, żeby wreszcie znaleźć ten komputer. Niezwykle spektakularna ta akcja nurkowa na jeziorze o 0,5 metrowej widoczności, ma też duże szanse stać się jedną z większych wpadek w historii DDT…