DeDeTowiec

Ścianka łagowska

Występują:
DDT (Marcin, Mroowa, Wwwojtus, ZAAN)
Krabowicze
Miejsce akcji: Łagów , jezioro Trześniawskie
CZAS AKCJI: …

I MIŁE DOBREGO POCZĄTKI

To był juz trzeci obóz Kraba nad jeziorem Trześniawskim. W związku z tym, jezioro w zasięgu stóp i płetwy mieliśmy już doskonale obnurkowane i nie bardzo chciało się nam moczyć w tych samych miejscach (oprócz odwiedzin starych znajomych szczupaczków). Dodatkowo Marcin był sprzętowcem, ja mu tam „trochę” pomagałem, Mroowa zajmował się organizacja obozu a ZAAN był pomocnikiem na kursie P2, więc widoki na wspólna spektakularna akcje nurkową były raczej mizerne.

Jednak pewnego pięknego popołudnia Mroowa nagle stwierdził, że nie ma co robić. Doszliśmy razem do słusznego wniosku, że to idealna okazja do pojechania na ściankę węgla brunatnego, której do tej pory nie spenetrowaliśmy należycie (bowiem znajdowała się na drugim końcu jeziora, parę kilometrów dalej). Niestety ZAAN był po paru szybkich windach rano (wychodzenie na wyplutym ustniku) i plan omal nie upadł, ale wtedy wpadliśmy na pomysł, że ZAAN zastąpi na sekundkę Marcina, a on sobie wtedy z nami zanurkuje. Czym prędzej się spakowaliśmy i dziarsko ruszyliśmy w drogę. Trzeba tu nadmienić, że wśród nas zapanowała atmosfera nieznanego i odkrywania nowych, tajemniczych lądów, a to niezwykle dobrze wróżyło nam na jakąś ciekawą przygodę.

II DOJAZD

Mroowa był na tej ściance rok wcześniej ze strażakami i twierdził, że pamięta drogę, ale jechali wtedy terenowy autem i nie bardzo był pewien, czy naszym wehikułem damy radę się tamtędy przedostać. Szybko wypatrzyliśmy na mapie zakazaną drogę na około przez poligon wojskowy, ale przekonaliśmy siebie nawzajem, że to dojazd do prywatnej posesji i można tamtędy jechać.

Droga ta prowadziła przez las i często, gęsto spotykaliśmy na niej wertepy, wystające korzenie, leżące gałęzie, błoto i kałuże, co dodawało uroku i emocji naszej romantycznej wyprawie,
ale niestety dodawało też sporo czasu na pokonywanie owych atrakcji. Pod sam koniec był nawet całkiem niezły stawik na drodze, a podwozie wesoło szurało o trawę i błotko. Mniej więcej bezproblemowo dotarliśmy jednakże w okolice naszego wypatrzonego na mapie miejsca (tylko kilka razy musieliśmy się zatrzymywać, wysiadać i oceniać straty lub możliwość przejazdu) i poszliśmy przyjrzeć się tej zatoczce.
– To chyba nie tu. – Stwierdził Mroowa.
– Jesteś pewien? Na mapie to wygląda jak koniec jeziora.
– Tak, raczej na stówe. Tam był taki ostry zjazd i ten cypel przy którym była ścianka był bliżej. W ogóle inaczej ten brzeg wyglądał.
No więc nie pozostało nam nic innego jak wrócić się z powrotem i spróbować przedrzeć się drogą przetartą w zeszłym roku przez strażaków. Dojechanie do rozjazdu zajęło nam około 30, 40 minut, a następnie po 15 minutach i jednym dosyć stromym zjeździe dotarliśmy nad jezioro.
– O!! To jest to miejsce! – wykrzyknął uradowany Mroowa.
– Hmm ? zastanowiliśmy się z Marcinem.
Staliśmy jakieś 100 metrów dalej niż poprzednio, było widać jeszcze ślady kół w błocie. No ale rzeczywiście z tej strony linia brzegowa wyglądała zupełnie inaczej,a cypelek był bliżej o jakieś 10 metrów. Pośmiawszy się trochę z topografii terenu przystąpiliśmy do pakowania sprzętu i ubierania pianek.

III NURZANIE

Zaznaczam, że było dosyć zimno i troszkę chyba siąpił deszczyk, ale co to dla nas, zaprawionych deepdiverowców. Jak zwykle coś tam miałem nie tak z jacketem, ale jakoś sobie z tym poradziliśmy i wypłynęliśmy na szeroką wodę zatoczki. Po drodze musiałem jeszcze ze dwa razy rozpinać i zapinać jacket bo mi się zaplątał automat, ale ogólnie płynięcie przebiegało bez problemów.

Plan nurkowania był jak zwykle bardzo prosty. Zanurzamy się, znajdujemy ściankę (miała się rozciągać od około 15 metrów do 34), oglądamy ją i wynurzamy się w pełni usatysfakcjonowani. Więc przystąpiliśmy do dzieła. Zanurzyliśmy się i to od razu na około 10 metrów, ponieważ dno schodziło w miarę szybko po mulistym zboczu. Na nieszczęście nie było słońca na niebie i było tak troszkę ciemno, ale przezornie wzięliśmy latarki. Doszliśmy do 20 metrów i zaczęliśmy się posuwać na tej głębokości w kierunku, gdzie miała znajdować się ścianka (widoczność była bardzo dobra), Mroowa płynął pierwszy, a my za nim jakieś 5 metrów.

Jednak po jakimś czasie doszliśmy z Marcinem do wniosku, że trochę nas dryf zniósł i powinniśmy się wynurzyć. W tym samym momencie Mroowa się do nas odwrócił i zaczął pokazywać, że coś jest nie tak i wypływamy do góry ? a wcześniej tak samo się z Marcinem skontaktowaliśmy, coś nie tak, idziemy do góry, więc potwierdziliśmy ochoczo.

Ja zacząłem się jeszcze rozglądać w koło, czy przypadkiem jakimś cudem nie zobaczę
gdzieś zarysu ścianki albo przynajmniej jakiegoś drogowskazu. Marcin podpływał już do Mroowy, który nagle zaczął wykonywać jakieś dziwne akrobacje pod wodą. Co to? Dziury w suchaczu szuka? Na 20 metrach? Na szczęście Marcin się zorientował, że „cos jest nie tak” Mroowy nie było tożsame z naszym i wypuszczając powietrze z jacketu czym prędzej go złapał. Uratowało to chyba Mroowe przed wyrzuceniem na powierzchnie, ale i tak ciągle się wynurzali. Ja już skończyłem bezowocne poszukiwania i zauważyłem, że coś niedobrego się dzieje.

Nie wiedziałem o co dokładnie chodzi, ale podejrzewałem jakiś problem z zaworem spustowym suchego, więc ustawiłem się nad nimi, gdyby Marcin nie utrzymał Mroowy i w ten sposób mógłbym go złapać i spowolnić. Oczywiście trwało już awaryjne, spokojne wynurzanie i na szczęście panika nie zagościła w naszych sercach, ale w końcu, powiem nieskromnie, jesteśmy nieźli :). W końcu doszliśmy do 3 metrów i rozpoczęliśmy przystanek bezpieczeństwa, a nie było to proste, bo Mroowa leciał ciągle do góry, jednak wspólnymi siłami i przy pomocy jakiejś belki oraz kamieni udało się nam go z Marcinem przytrzymać.

Na powierzchni Mroowa zaczął tłumaczyć, że nagle zaczęło go wyrzucać, ale wszystko miał w porządku, zawór działał, balast mu nie spadł i ogólnie konfiguracja sprzętu taka sama jak zawsze. Podejrzane. No ale co robimy teraz? Ścianki nie znaleźliśmy, Mroowa pod wodę już raczej nie zejdzie, a w butlach jeszcze sporo atmosfer (jakkolwiek woda wyjątkowo jakoś zimna tam była). Do tego przecież nie będziemy na stronce kolejnego check divu opisywać…

Mroowa wspaniałomyślnie jednak zezwolił nam na powtórne zanurzenie, podczas gdy on sobie spokojnie brzegiem do auta dojdzie. No więc postanowiliśmy zrealizować podobny plan jak wcześniej tyle, że tym razem popłyniemy w drugą stronę.

I odnieśliśmy sukces. Gdzieś na 18 metrach zauważyliśmy dziwne, brunatne skałki i zaczęliśmy się zanurzać wzdłuż nich. Nie była to taka pionowa ściana, ale raczej osuwisko skalne z wieloma załomami i różnego rodzaju przewieszkami. Ścianka jest, trzeba przyznać, bardzo malownicza i robi wielkie wrażenie, ale niesamowicie zimna woda tam była*. Mieliśmy nadzieję spotkać tam miętusy , dosyć rzadkie ryby, które tam ponoć występują, ale jakoś nie mogliśmy na żadną trafić.

Doszliśmy do 30 metrów,
trzeba chyba zacząć się wynurzać bo zimno, ale jak spojrzałem na Marcina to stwierdziłem, że nie musze tego mówić, bo on już patrzył na mnie dosyć wyczekująco skierowany ku górze. Rozpoczęliśmy szybkie wynurzanie wzdłuż ścianki starając się obserwować wszystko mimo ogarniających nas drgawek. Fartownie szybko dotarliśmy nad termoklinę i zaczęło się nam robić cieplej. Buszując w podwodnym „zbożu” natknąłem się na całkiem fajny, działający sekator! (każdemu przecież mogło się zdarzyć). Poobserwowaliśmy jeszcze trochę podwodne żyjątka (szczupaki, okonie i takie tam inne) po czym wynurzyliśmy się na powierzchnię.

Mroowa czekał niedaleko żądny opowieści i wrażeń ze ścianki, po czym razem zaczęliśmy człapać brzegiem w stronę auta. My opowiedzieliśmy o nurze, a on zdradził nam przyczynę wcześniejszych kłopotów. Otóż miał na sobie dodatkowy sweter i gdy z butli ubyło nieco powietrza, miał na sobie zbyt mało balastu, aby powstrzymać wynurzanie. Bardzo ważna nauczka dla wszystkich nurkujących w suchym, aby zawsze starać się ubrać na siebie to samo, bo może się coś nieprzyjemnego wydarzyć.

IV SIELSKI POWRÓT

Powrotna część była nieco nudnawa (no może oprócz przedzierania się przez las), bo niewiele się już wydarzyło, ale i tak cała ta akcja bardzo nam się podobała i wiele nauki z niej wynieśliśmy. Do nurkowania nie należy podchodzić rutynowo i każdy wypad należy dokładnie zaplanować i przemyśleć, do tego zawsze należy być skupionym na partnerze i nie zapominać o asekuracji pod wodą (jak również na powierzchni). Ja dodatkowo wyniosłem fajny sekator :).

Wróciliśmy do obozu akurat na kolację (a właściwie to już chyba pod koniec), po czym rozpoczęliśmy opowieści przy jednym małym (i) ognisku.

 

wwwojtus

* później dowiedzieliśmy się, że węgiel brunatny ma takie chytre właściwości, powodujące, że woda jest w jego pobliżu zimniejsza – kolejna wyniesiona nauka 🙂