Nurkowanie na busie na Zakrzówku
Występują:
DDT (Mroowa, Tom, ZAAN, Wwwojtus)
Lubomir, Zachara i jakiś koleś
Jacyś nurkowie
Zdarzyło się pewnego pięknego dnia, że zatopiony został autobus na naszym ulubionym miejscu nurkowym, czyli na Zakrzówku. Postanowiliśmy czym prędzej sprawdzić jak toto wygląda i pierwszego wolnego dnia dać tam nura. Dodatkową atrakcją był fakt, iż Mrowie strasznie się spieszyło i trzeba było się uwijać.
Dzień rozpoczął się od deszczyku, takiej deprymującej mżawki, ale na szczęście my się wody nie boimy! Umówiliśmy się o 9.30 pod magazynem i już o 9.40 wszyscy się spotkaliśmy. Zaniepokoiło mnie to trochę, bo, mimo iż pojechaliśmy do Tesco po browara (coś w tym autobusie musimy robić), byliśmy w Krakenie po kluczyk od Zakrzówka, to nadal byliśmy nad samym jeziorem przed czasem. Jest to rzecz praktycznie niemożliwa!
Nie muszę chyba dodawać, że było troszeczkę zimno, jakieś 5oC, do tego wiaterek i co jakiś czas mżaweczka, więc warunki do nurkowania wyjątkowo zachęcające (pod wodą nie wieje, nie pada, a temperatura mniej więcej taka sama). Sklarowaliśmy szybciutko sprzęcik, spakowaliśmy bagaże (piwko i otwieracz), no i w drogę. Zanim się jednak zdążyliśmy przebrać w pianki i zanurzyć, przyjechali jacyś kolesie, prawdopodobnie też na autobus, więc trzeba się spieszyć, bo zbełtają nam całą wodę, a widoczność miała być super ponoć. No teraz już naprawdę w drogę.
Na samym początku trzeba było skorygować ocenę widoczności, nie była na pewno super. Była raczej cudownie niepowtarzalna, extra , niesamowita i, najprościej rzecz ujmując, wspaniała. Płynęliśmy w odstępie może 6-7 metrów, a widać było wyraźnie mniej więcej dwa razy dalej. Kierowaliśmy się bezpośrednio w stronę autobusu, ale po drodze zahaczyliśmy o prawie wszystkie atrakcje podwodne. Widać było szatnię, samochód, lasek, ściankę i mnóstwo okoni. Już teraz wydał mi się bardzo udany ten nur, a gdzie tam do największej, dosłownie i w przenośni, atrakcji.
Posuwaliśmy się powolutku i spokojnie, mimo to autobus ukazał się nam całkiem niespodziewanie i wywołał malutkie zamieszanie. Opłynęliśmy go dookoła, zaglądając do wszystkich otwartych luków bagażowych, okien i maszynowni (w większości jednak usuniętej). Stoi sobie nad samą krawędzią ścianki, na dole widać mały bełcik, bardzo ładnie to wygląda, zwłaszcza z pewnej odległości. Ładujemy się do środka, Mroowa wchodzi na gapę, ale nam ZAAN sprzedaje bilety (Tom za browara, a ja za otwieracz, a właściwie to scyzoryk) i usadawiamy się z tyłu busa. Imprezę czas zacząć! Namęczyliśmy się najpierw z otworzeniem scyzoryka (bardzo przydał się nuż nurkowy, bo ręce już nieco skostniałe), a później z otworzeniem butelki (znacznie mniej jednakże). Pierwsza kolejeczka obeszła bez problemu, na drugą Mroowa potrzebował już jakąś okazję. Na szczęście spojrzałem na zegarek z przodu autobusu i dojrzałem magiczną godzinę 11:11, poczuliśmy się prawie jak w drodze do Hiszpanii, no to dawaj!!!
Skończyliśmy piwko, no to trzeba się zbierać, bo zimno atakuje. W autobusie nie było niestety (a szkoda 🙂 ogrzewania. ZAAN próbował przebić się przez silnik, ale butla go nie puściła i trzeba było wyjść normalnie, oknem. Oglądnęliśmy sobie jeszcze busika dokładnie (zauważyłem, że z dachu widać Powierzchnię wody! Jakieś 15m!) i wracamy wzdłuż drogi. Płyniemy sobie spokojnie rozkoszując się wspaniałą widocznością, aż tu nagle jakaś burza piaskowa. Pod wodą? Nie, to ci nurcy płyną, ech PADI pewnie. Na platformie poszukaliśmy jeszcze dziury w suchaczu Mroowy, przez którą ciągle wlewała mu się woda (Ja ją znalazłem, choć może nową zrobiłem).
Dopłynęliśmy tak do urwiska i tam mimo przejmującego zimna, rozpoczął się super okres nurkowania. Naprawdę wielki wrażenie robi skalna ścianka przy takiej widoczności. Zarówno, gdy płynie się nad ścianką, koło niej i w pewnym oddaleniu obserwując nurków znajdujących się koło niej. Dopłynęliśmy do brzegu i z powodu przeszkadzającego już naprawdę zimna wynurzyliśmy się i podzieliliśmy się wrażeniami z tego wspaniałego nurkowania.
Gdy się przebieraliśmy, w okropnych mękach spowodowanych zimnem, przyjechał Lubomir ze swoimi nurpartnerami. Gdy nas zobaczyli takich zziębniętych lekko miny im zrzedły, ale twardo postanowili nurkować. Nie przestraszyli się nawet naszych opowieści o wszechogarniających dreszczach i drgawkach.
Najdziwniejsze w tym całym nurkowaniu, to co było tak spektakularne, to fakt, iż Mroowa zdążył tam gdzie się tak spieszył!!! Niesamowite i niepowtarzalne. Punktualność w DDT i w Krabie to jakieś novum, ale trzeba będzie przywyknąć. Nie ma lekko, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo!